„The Walking Dead”: Wszyscy boli

„The Walking Dead”: Wszyscy boli
„The Walking Dead”: Wszyscy boli

Wideo: The Walking Dead, Sezon 3: Nikczemność. #12 2024, Lipiec

Wideo: The Walking Dead, Sezon 3: Nikczemność. #12 2024, Lipiec
Anonim

[To przegląd The Walking Dead sezon 5, odcinek 10. Będą SPOILERY.]

-

Image

Istnieje kilka podstawowych prawd o świecie The Walking Dead, które zostały dobrze ugruntowane od pierwszego odcinka. Po pierwsze, jest to niezwykle trudne; ilość walki wymagającej jedynie przetrwania jest poza planem. Po drugie, jest to dość przygnębiające miejsce. Biorąc pod uwagę liczbę zgonów, nawet w obrębie dobrze naoliwionej maszyny, takiej jak ta, którą stał się Rick i jego załoga, jest pewne, że poziom serotoniny u większości ludzi będzie nieco niższy niż przeciętnie funkcjonujący człowiek. Po trzecie, nieznajomi nigdy nie są tymi, za których się podają, i prawie zawsze są niebezpieczni. Są to aspekty świata, które każdy zna dość dobrze. Tak więc, aby odcinek pozornie spłonął godzinę, zagłębiając się w te elementy, aby dotrzeć do momentu, w którym można wprowadzić nową, tajemniczą postać, podejrzanie przypomina serię wracającą do złych nawyków.

Zwykle odkrycie ocalałego tymczasowego sanktuarium przez ocalałych pozostawia wrażenie, że serial nie ma niezbędnego poczucia pędu. W tym sensie „Oni” otwierają nowy grunt, czyniąc wyczerpującą podróż do Waszyngtonu tak wyczerpującą do oglądania, jak to prawdopodobnie byłoby dla bohaterów. Być może o to chodziło: sprawić, by trudności z podróży tłumaczyły się z ekranu w formie doświadczenia. Choć nie można przekazać publiczności głodu, bólu i duszącego ciepła, uczucie zmęczenia jest z pewnością wyczuwalne. A przy tak wielu postaciach, jak Maggie, Sasha i Daryl, co zrozumiałe, uwięzionych w sieci smutku, dająca się udowodnić natura wydaje się rosnąć wykładniczo.

Nie chodzi o to, że to, co „Oni” mają do zaprezentowania, nie jest charakterystyczne dla serii lub nie ma szansy na przyniesienie jakiejś dramatycznej wartości. Chodzi o to, że odcinek niekoniecznie przedstawia coś, co The Walking Dead nie raz po raz oddawało oddanej rzeszy fanów: obrazy bólu, cierpienia i żalu. Te elementy są częścią takiej serii, to jest dane. Po prostu, jak tu przedstawiono, pytanie „Jaki jest cel?” przytłacza całą rozmowę.

I to pomimo dramatycznie ciężkich i skutecznych momentów postaci, takich jak samotny dym Daryla, który kończy się dobrym płaczem. Norman Reedus jest aktorem, który wyróżnia się stoicyzmem, który sprawia, że ​​Daryl jest tak atrakcyjny. I choć zdarzały się chwile, kiedy emocje wzbierały w nim i wytryskiwały na powierzchnię, zwykły męstwo, które okazuje, sprawia, że ​​łzy Beth (i Tyreese, a być może cała sytuacja grupy) mają sens.

To samo dotyczy rozmowy po tornadzie, którą Daryl przeprowadziła z Maggie na temat Beth. W rzeczywistości kilka słów wypowiedzianych z miłością na temat zmarłych ma większą wagę niż wysiłki epizodu polegające na łączeniu zdjęć Ricka i spółki, które szamoczą się po autostradzie z paczką spacerowiczów za nimi. Wiadomość jest jasna na długo przed tym, jak Rick ją ujawnia: ocalali są chodzącymi trupami. Postacie mogą próbować powiedzieć „Nie jesteśmy nimi”, ale to prawda.

Image

Problem w tym, że to prawda od dawna. A żeby serial spędził całą godzinę na demonstrowaniu sposobów, w jaki jest to oczywiste, bardziej przypomina bicie widzów nad głowę rzeczywistością, którą z całego serca zaakceptowali dawno temu, niż prezentowanie im nowych zmarszczek wartych tego rodzaju niewłaściwej alokacji czasu.

Następnie tornado ratuje wszystkich przed hordą spacerowiczów, które prawdopodobnie będą miały różny przebieg w zależności od tego, jak lubisz swoje pozorne działania Boga. Dewastacja, którą Maggie i Sasha przechodzą następnego ranka, jest imponująca i istnieje poczucie, że grupa i fabuła przeżywają przysłowiowy spokój po burzy, ale wciąż istnieją pytania dotyczące skuteczności, z jaką burza została wykonana i jak dobrze dostarczył komunikat odcinka, że ​​„niektórzy ludzie się nie poddają”.

Jako odcinek „Them” jest wyraźnie pomostem do innej fabuły, która może przynieść pozytywne rezultaty (jak początek sezonu 5), lub może przerodzić się w kolejną próbę udowodnienia etosu serialu „każdy człowiek dla siebie”. Miejmy nadzieję, że okaże się być pierwszym, ale przybycie Aarona sprawia, że ​​groźba kolejnej, zbyt dobrze znanej fabuły krąży o wiele bardziej złowieszczo niż chmury CGI, które wysłały ocalałych do stodoły.

Jest mnóstwo pytań; na przykład, skąd Aaron zna imię Ricka, skąd wzięli wodę i dlaczego tak bardzo chcą się zaprzyjaźnić? To wystarczy, aby wzbudzić zainteresowanie kolejnym odcinkiem, ale podobnie jak wszystkie postacie, zainteresowanie to pojawi się w oparach. Nadszedł czas, aby The Walking Dead nabrał paliwa i przyspieszył, aby mógł wrócić do zabawnej formy, którą miał na początku sezonu.

The Walking Dead będzie kontynuowany w przyszłą niedzielę „The Distance” o 21:00 w AMC. Sprawdź podgląd poniżej:

www.youtube.com/watch?v=b1J2Fd9pOBw

Zdjęcia: Gene Page / AMC